Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/38

Ta strona została skorygowana.

Pan Dezydery pieniędzy nie żałował, to też budynek wzrastał niemal w oczach, a mieszkańcy Piskorzewa zastanawiali się nad jego osobliwym kształtem i nie mogli dociec, na jaki użytek taki gmach mógł być przeznaczony? Ani to bóźnica, ani koszary — cóż więc?
Istotnie, jeszcze w Piskorzewie nikt tak okazałego domu nie widział, chociaż w rynku były cztery kamienice, murowane, piętrowe i kilkadziesiąt domów drewnianych z facyatkami, a na bocznych nlicach około dwustu domków, nie różniących się niczem od chłopskich chałup po wsiach.
Nawet willa pana Dezyderego straciła na uroku wobec nowego budynku.
Stał on na podmurowaniu, był bardzo wysoki, o pokojach ogromnych, zaopatrzonych w wielkie weneckie okna. Widniej w nim było, niż na rynku, przestroniej niż w bóźnicy, a ładniej... no nie ma takiego miejsca w Piskorzewie, w którem byłoby ładniej.
I na co jemu taki gmach, postawiony kosztownie, z wyborowych materyałów, z białemi ścianami, sufitami i posadzką, kryty blachą, malowany na zewnątrz olejno; pochłonąć musiał niemało pieniędzy, a jaki dochód może przynieść? Nic.
Rzeczywiście, tylko człowiek nie mający władz umysłowych w porządku, może takie zbytki wyrabiać...
Ale na domu nie koniec: cała posesya ogrodzona została z frontu wysokiemi sztachetami, z tyłu zaś solidnym, mocnym parkanem; w podwórku wybrukowanem, zaopatrzonem w ścieki, stanęły zabudowania gospo-