tualność taka nie jest nieprawdopodobna. Człowiek niemłody, ma zapalenie płuc, więc... można się katastrofy spodziewać. Jeżeli umrze, cóż się stanie z willą i z nowo wybudowanym domem? Kto je odziedziczy? Czy są krewni, bliżsi, lub dalsi? Komu się dostaną kapitały? Ostatecznie są to pytania ciekawe i interesujące.
Doktór chodzi tam dwa razy na dzień, ale starowina jest dyskretny, małomówny i chorego pytaniami nie męczy. Robi co do niego należy, bada, zapisze lekarstwo, poinformuje Wojciechową, jak ma pielęgnować pacyenta i ucieka, a na pytania osób postronnych odpowiada stale:
— Nie wiem. Co do zdrowia, hm... jeżeli nie wyzdrowieje, to niezawodnie umrze, a jeżeli umrze, to już nie wyzdrowieje. Co się tycze jakichś testamentów, rozporządzeń majątkowych, zapisów, o tem i nie wiem i wiedzieć nie chcę. Co mnie to obchodzi, regenta rzecz, ale nie moja.
Pani regentowa, nie mogąc się doczekać, aby męża jej wezwano, postanowiła wybrać się do chorego sama.
Biedny Dezydery — mówiła — dla tego, że trochę dziwak, nikt o niego nie dba; rzucony na pastwę losu, jak sierota, bez żadnej opieki... Doprawdy, łyżki wody nie ma mu kto podać. Ja sama będę dla niego siostrą miłosierdzia.
— Ale duszko — ośmielił się zaprotestować regent — doprawdy, nie wiem...
— O! ty nigdy nic nie wiesz, to znana rzecz.
Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/41
Ta strona została skorygowana.