— Mów, mów...
— Języki tu dłuższe, powiadam, niż gdzieindziej, zwłaszcza kobiece...
— I tobie się zdawało, że mnie tem obrazisz?
— Myślałem... Tem lepiej, że byłem w błędzie.
— Nie mam się o co obrażać... przedewszystkiem ja bynajmniej nie jestem kobietą.
Regent zrobił wielkie oczy.
— A, moja duszko — rzekł — przecież tyle lat...
— I przez ten czas nie nauczyłeś się jeszcze rozróżniać, że co innego jest kobieta, a co innego dama. Nie zaprzeczysz chyba, że twoja żona jest dama.
— A no, być może, bardzo być może... gotów jestem nawet...
— Chodźmy Stefciu, zostawmy mego małżonka w spokoju, niech sobie drzemie nad kodeksem, a my spełnijmy uczynek chrześciański.
— I ja?
— Przecież mnie samej nie wypada.
— Ależ ja go nie znam!..
— To go poznasz, kto wie co z tego wyniknie? tyś piękna wdówka, a on... on wprawdzie nie piękny, ale bardzo bogaty wdowiec.
— Umierający...
— Jeżeli umrze, nie ma o czem mówić, lecz w razie wyzdrowienia...
— Mówią o nim, że waryat...
— O, moja droga, tak mówią, a ja utrzymuję, że to jeszcze nie dowiedzione.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |