Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/49

Ta strona została skorygowana.

Dezery sam się przekonał, że chce głupstwo zrobić — i dał pokój.
— Nie tak jak ci się zdaje... on jest uparty, znowuż doktora zaczepiał.
— Dawno?
— Niedawno; dwa tygodnie temu, może trzy...
— Aj, panie prezydencie, wtedy było co innego, a dziś znów co innego.
— No?!
— Wtenczas on chciał komisyi dla miasta, dziś jemu samemu inna komisya w głowę zajechała.
— Co znowu?
— Niby to pan prezydent nie wie; on chodzi do regenta prawie codzień, a po co on tam chodzi? pewnie nie po to, żeby chciał regenta tak często widzieć... On się ożeni...
— Z kimże u licha?!
— Z siostrą regentowej... To bardzo fajn wdowa, warszawska elegantka, wygląda jak hrabina...
— Ależ to młoda kobieta!
— Właśnie dla tego... przecież, z przeproszeniem pana prezydenta, stare baby za mąż nie wychodzą.
— No tak, lecz on sam jest stary.
— Nie bardzo...
— Dziad!
— Co to znaczy?! U nas przed rokiem ożenił się jeden wdowiec, co ma więcej niż ośmdziesiąt lat... pan prezydent go zna... Mojsie Pikes.
— A, ten, co ma sklep z żelazem?