Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/65

Ta strona została skorygowana.

— I w którąż stronę świata pan dobrodziej się udaje?
— Do południowej Francyi, do Włoch, może dalej, zależeć to będzie od stanu zdrowia...
— Pozazdrościć takiej wycieczki... Ja bo jestem wielkim amatorem podróży i doprawdy, gdyby nie kancelarya, włóczyłbym się po świecie całemi latami... ale niemożna. Wie pan dobrodziej, moja wątroba aż piszczy do Karlsbadu, a tu ani rusz...
— Dla czego?
— Trzeba urządzić zastępstwo, a komuż je powierzyć? Mój Szrajberski w gruncie nie zły człowieczyna, tylko lubi się czasem upijać, o notaryacie ma takie pojęcie, jak kura o pieprzu, no i pieniędzy nie bardzo mu można powierzyć. Gdyby nie te trzy małe felerki, byłby bardzo dobrym zastępcą i ja, naturalnie, mógłbym co rok Karlsbad odwiedzać... ale tak...
— W istocie, to przykre położenie...
— Ha, cóż robić... Pozwoli pan dobrodziej, że mu zadam jedno pytanie, może niedyskretne, ale istotnie ciekaw jestem.
— Proszę bardzo.
— Co też się stanie z tym ślicznym domem, który pan wybudował?
— To już nie mój dom, panie regencie!
— Sprzedał pan?
— Nie — ofiarowałem go miastu na szkołę.
— Zkąd taka myśl?
— Dawno już ją miałem i jak pan zapewne uważał, budowałem dom na ten cel, podług najnowszych