Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/70

Ta strona została skorygowana.

nął, ku wielkiemu zgorszeniu mieszczan i żydów, energiczną działalność, w czem bardzo mu dopomagał stary doktór.
Dziwak nie szczędził pieniędzy i ciągle miastu robił różne prezenta, a wobec jego ofiarności i uporu, opozycya musiała ustąpić. Piskorzew trochę porządniej wygląda; zamiast brudnej kałuży na środku rynku jest skwer, ulice drzewami powysadzane, podczas nocy w pryncypalnych punktach miasta, pali się dwanaście latarni. Szkoła funkcyonuje, a mularze zakładają fundamenta pod szpital... kosztem pana Dezyderego... Stary doktór pilnuje budowy i... fundatora.
To drugie trudniejsze było. Dezydery nie doczekał końca budowy szpitala — umarł.
Na pogrzebie było mnóstwo osób, całe miasto, i inteligencya i mieszczanie i żydzi. Gdy powracano z cmentarza, każdy do powiedzenia coś miał.
Biedacy wzdychali, Wojciechowa, chociaż obdarzona sporym, za wierną służbę zapisem, rozpadała się z żalu za dobrym panem, inteligencya krytykowała, zebrawszy się w gromadkę, do której przyłączył się także poważny obywatel i kupiec okowity, wielce szanowny pan Symcha Grünbaum.
— Mówcie państwo co chcecie — rzekł burmistrz — ale nieboszczyk był obywatel... moje uszanowanie!
— Waryat, ale w gruncie niezgorszy — dodała regentowa.
— Miewał jednak lucida intervalla — dorzucił aptekarz, który nie zapomniał, że w krytycznej chwili Deydery mu przyszedł z pomocą.