Po chwili, widząc że się już klient trochę nspokoił, rzekł:
— Ja widzę tylko jeden środek, jednę drogę wyjścia.
— No?
— Musimy kupić Marysin.
— Co?
— Musimy do iicytacyi stanąć, pędzić do wysokości swojej sumy i folwark nabyć.
— Jakto, my? to znaczy ja i ty?
— Tak... ty, panie Michale, jako mocodawca, ja zaś, jako twój plenipotent.
— I co mi dyabli po tem? co ja będę z tym Marysinem robił?
— Sumę trzeba ocalić, a sposobu innego niema. Staniesz do licytacyi, podpędzisz, kupisz, a potem, gdy zechcesz, sprzedasz z wolnej ręki... A może nie sprzedasz, może tam będziesz gospodarował.
— Ja? ale prawda... nie święci garnki lepią, mogą inni, dlaczegóżbym ja nie mógł Ładne to dobra? bo widzisz ja tam nigdy w życiu nie byłem.
— Piękny podobno folwark, ale ja go również nie widziałem, zresztą ładny czy brzydki, to wszystko jedno, wyboru nie masz. Suma twoja wisi na włosku.
— Biedna Jadwinia, to jej posag cały!
— No, nie cały, wszak masz jeszcze dom i pieniędzy cokolwiek... jeżeli dodasz do tego jeszcze folwark...
Pan Michał zadumał się, a i było nad czem. Panna z kamienicą i z folwarkiem, podwójna, ziemska i miejska...
Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/80
Ta strona została skorygowana.