Pan Michał wysiąść z bryczki nie mógł, bo gdy tylko nogę na stopniu postawił, wnet pies z wyszczerzonemi zębami przyskakiwał i wcale niedwuznacznie zamiary nieprzychylne objawiał. Napróżno żydziak biczem wymachiwał, to jeszcze bardziej rozdrażniało kundla.
Położenie było przykre i nowy dziedzic niecierpliwić się zaczął.
— Zejdź-no ty z bryczki — rzekł do żydziaka — i odpędź tego przeklętego psa.
— Ja się boję, panie — odpowiedział, — ja jego znam; to jest bardzo zły pies, on kąsa.
— Więc cóż zrobimy?
— Albo ja wiem, podjedziemy pod czworak, może tam Walenty jest.
Pokazało się że rada była praktyczna; na kilkakrotne wołanie wyszedł z czworaka chłop w czerwonym spancerku, zaspany, i zaczął psa odpędzać.
— Proszę cię, mój człowieku — rzekł pan Michał — weź tego psa na łańcuch.
— A niby... — odparł, przecierając zaspane oczy — a niby, co mnie za potrzeba psa wiązać? Stróżów tu niema, parobkow niema, folwark pusty, a tałałajstwo różne się włóczy... Weź psa na łańcuch! a juści... ja od psów nie jestem! Powiedzieć poco się przyjechało i jechać... zaś pies będzie tu chodził, jak chodzi...
Już pan Michał wytrzymać nie mógł.
— A cóż ty sobie myślisz? — zawołał, — coś za jeden? Jakto, ja kupiłem folwark, przyjeżdżam do swojej własności, a tu mnie na samym wstępie impertyencnya spotyka! Natychmiast sprowadzę wójta, władzę
Strona:Klemens Junosza Wybór pism Tom V.djvu/88
Ta strona została skorygowana.