Wreszcie, większość stanęła po stronie rzędu obrony cywilnej. Okazało się wkrótce, że większość ta jest silniejsza niż poprzednia, a nadewszystko bardziej zdecydowana. Odniósszy zwycięstwo, Waldeck-Rousseau porzucił władzę.
Plutarch w rozdziale LVI Żywota Solona powiada[1]:
„Gdy przeto w ten sposób ogłosił swe prawa, codzień przychodzili doń ludzie, którzy mu one chwalili lub ganili niektóre artykuły i którzy prosili, by z nich ujął lub też coś do nich dodał, a niektórzy przychodzili doń pytać, jak-by pojmował ten lub ów ustęp, i prosić go, by im oświadczył, w jakim należy go brać znaczeniu. Wobec czego, uważając, że nie miał powodu do odmowy i że, czyniąc zadość, wzbudziłby wiele zazdrości, postanowił w jakikolwiekbądż sposób wydobyć się z tej matni, iżby uniknął gniewów, skarg i sporów współobywateli, albowiem, jak sam mówił:
„Trudno jest móc w sprawie wielkiej
„W zupełności każdemu uczynić zadość.
„Podjął się przeto kierownictwa okrętu, by nadać jakiś pozór swej podróży i swej nieobecności“.
Waldeck-Rousseau udał się w podróż morską dla powodów mniej tchórzliwych. Twierdził, że wypełnił swój program, i że porządek publiczny został nanowo zaprowadzony. Porządek niewątpliwie zapanował na ulicy. Lecz wszystkie powody niepokoju trwały w umysłach, i pozostawało jeszcze zastosowanie prawa o stowarzyszeniach, zadanie niezbędne i trudne.
Przypadło ono w udziale Emilowi Combes’owi, senatorowi, byłemu ministrowi oświaty publicznej, którego Waldeck-Rousseau polecił prezydentowi Rzeczypospolitej. Izba wiedziała, czego po nim spodziewać się, wiedział
- ↑ France przytacza słowa w przekładzie Amyot’a. Przyp. tłum.