z jaką jest połączone odkrywanie w myśli naiwnej braciszka potworności czarnej teologji. Gdy wszakże przyjrzymy się jej bliżej, ze zdziwieniem i smutkiem zauważymy, że myśli tej brak czułości ludzkiej i szlachetności, że idea obowiązku wyraża się w niej w sposób interesowny, egoistyczny i suchy, i że wreszcie dobro polega tam prawie jedynie na wykonywaniu praktyk bez znaczenia i formuł bezmyślnych. Nie jest to wina biednego mnicha. Doktryna obowiązuje go do wiązania dusz z Bogiem niepojętym, nim je połączy między sobą węzłami sympatji i miłosierdzia.
Moralność dziecinna zakonników ma przedewszystkim tę wielką wadę, że wprowadza bojaźń w duszę dziecka i straszy umysły młode obrazami płomieni i tortur, groźbą kar okrutnych. Uczą swych wychowańców, że można uniknąć piekła wiecznego, jedynie zachowując reguły życia drobiazgowe i złożone, w których niema miejsca dla bezinteresowności. Mam przed oczyma małą książeczkę nabożną z obrazkami. Widzieć tam można stosy, płomieniska, djabłów rogatych, uzbrojonych w rożny i widły. Wydaje się to nam śmiesznym. Lecz jest to wstrętne. Że jest coś nieludzkiego w zasadach moralności kongregacyjnej, wykażę to najlepiej na przykładzie następującym.
Zaczerpnę go z jednego z tych zgromadzeń upoważnionych, którym prawo, ze względów budżetowych i bynajmniej nie wyznaniowych, pozostawi jeszcze przez pewną liczbę lat możność nauczania elementarnego, której pozbawiło kongregacje nieuznane. Zaczerpnę go w instytucie religijnym najbardziej rozpowszechnionym pod względem ilości szkół, posiadającym najwięcej uczniów, w instytucie najznamienitszym z pośród tych, które znajdują się w naszym kraju, tak bogatym w zakłady klasztorne. Przykład ten polega na jednym tylko słowie. Lecz warto go opowiedzieć z największą możliwie dokładnością. Oto on:
Jesienią roku 1895, znajdując się w St. Emilion, poszedłem zwiedzić dom pani Bouquey. Pani ta, jak wiadomo, ukrywała w ciągu miesiąca w galerji podziemnej
Strona:Kościół a Rzeczpospolita.djvu/051
Ta strona została przepisana.