Ale Frrnka już w stancji nie było. Jak iskra prysnął do suteryn, dzieciaka na ręce porwał i przyniósł.
Od tego dnia trudno było poznać, co się ze stróżakiem stało. Jeszcze szaro, on już się zrywa patrteć, czy Karolek okryty, a jeżeli śpi, to czy mu nie zimno. Da matka śniadanie albo objad, to go nie tkniesam, póki nie nakarmi karolka. To myje chłopćzynę, to go czesze, to go piastuje, huśta, piosenki mu śpiewa, to go chodzić uczy, to siądzie z nim sobie pod słońce na progu i opowiada mu Bóg wie co, to mu latawca z deszcułek i papieru klei...
Matka aż w głowę zachodzl.
— Moja kumo! — mówi do sąsiadki — ten chłopak, to jakby mi go kto przemienił, taki teraz spokojny, taki dobry!
A kuma:
— Ej! Nie dowierzać! Nie dowierzać! Niedługo to tego będzie!
Strona:Koniki Tadzia, Stróżak, Lekcja Emilki.djvu/20
Ta strona została uwierzytelniona.