A nieprawda! Czas mijał, a stróżak nie ten, jakby go miodem smarował, taki posłuszny, tak uległy, taki cicyy.
Dziwią się wszyscy w domu, aż głowami kręcą.
Nikt już szyb po sieniach nie wybijał, nikt ni dudni piętami po schodach, konewkę gdzie postawią, tam dostoi, kot z pudlem nawet już się nie biją. Aż miło! A matka tylko ręce składał, a Bogu dziękuje.
Nawet koszule Franek przestał drzeć; a kiedy mu matka nową sprawić chciała:
— I... nie, mamuchno! — mówi — Jeszcze mi te stare wyłatajcie! A te nowe, to niechby już ne Karolka szły. Z mojej jednej dwieby miał.
Sam też się czesał, mył, matczyne stare trzewiki, co mu je dała, porządnia sobie na nogach wiązał, złego słowa nikt od niego nie usłyszał.
— A czy cię też Pan Jezus natchnął z tym sierotą! — mówiła stróżka do męża — Ten nasz chłopak, to się tak ze
Strona:Koniki Tadzia, Stróżak, Lekcja Emilki.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.