Strona:Koniki Tadzia, Stróżak, Lekcja Emilki.djvu/4

Ta strona została uwierzytelniona.

wróci? A, moje dziecko kochające, najmilsze! Żaraz ja tu stancyę otworzę. A psik, Mruczek! A pójdziesz Kurta!... Nie moglićcie to panicza bawić, nicponie, kiedy Jagodzińkiej nie byłr? — To wy tak się na honorze znacie?
Czekajcie!... Nic wam nie dam, darmozjady jakieś — i otwierała z kłudki drzwi, a Tadzio maszerował przez wysoki próg do czysta wybielonej, chłodnej, pełnej kwiatów stancyi; Jagodzińska zacżynała się krzątać.
— A, żebym ja wiedziała, że takigo tu gościa zastanę, to bym choć z połowę Uniejowa w fartuchu przyniosła.
A tak, to tylko pierniczek...
I dobywała z koszyka piernik ślicznie lukrowany i jeszcze potrząśnięty białym, różowym i niebieskim macckiem. Zaraz też chciała Tadzia posadzić, to na krzesełku drewnianem, to na ławce, to nawet na stole, żeby sobie okienkiem patrzał; ale Tadzio najlepiej lubił śiąść na środku izby, na czyściuchno wymytej podłodze.