Strona:Koniki Tadzia, Stróżak, Lekcja Emilki.djvu/5

Ta strona została uwierzytelniona.

Siadał, nożyny wyciągał i pytał cienkim głosikiem:
— A koniki?
Jagodzińska uderzyła się ręką w czoło:
— A prowda! koniki!... O głowo, stara głowo!... Żem ja też o konikach dla mego królewicza, dla mego złotego pana zapomnieć mogła! Zaraz będą... zaraz!... A psik Mruczek, a pójdziesz Kurta!
Biegła kobiecina do komory, brała przetak, i przynosiła w nim kilka garści prześlicznej, kolorowej fasoli.
— Ot koniki — wołała od prógu — są! Nie poginęły! Kurta pilnował! Dobry pies.
— Dobry — powtarzał Tadzio, i głaskał małą rączkę nadskakującą mu psinę. Zaczynała się teraz zabawa.
Najpierw wybierał Tadzio czerwone czerwone fasolki na konie fornalskie. Fornalek czterokonne bywało po osiem i po osiem i po dwanaście nawet, a wszystkie tak równe, lśniące. aż miło na nie patrzeć! Przy każdej fornalce brykał jedn maleńki