rzy. Próżne były jego prośby i nalegania, strony związały się uroczystą przysięgą.
Mahomet zażądał od nich, by wyparłszy się bałwanów, czcili śmiało i jawnie jedynego Boga. Sam warował sobie posłuszeństwo w szczęściu czy w biedzie, — a dla uczniów towarzyszących mu przytułek. Na tych warunkach gotów był złączyć się z nimi, stać się przyjacielem ich przyjaciół, a wrogiem ich wrogów. „A jeśli zginiem w twéj sprawie“ zawołali „co będzie naszą nagrodą?“ „Raj!“ odrzekł prorok.
Zgodzono się na te warunki, emissarjusze Medyny, na znak zgody włożyli swe ręce w dłoń Mahometa. Następnie wybrał z nich dwunastu mianując ich apostołami swymi, na wzór, jak przypuszczają, Zbawiciela. W téjże chwili głos straszny zabrzmiał z wierzchołka pagórka, grożący im jako heretykom zemstą, słuchacze struchleli.
„To głos szatana Eblisa,“ zawołał pogardliwie prorok „to wróg Boga; nie bójcie się go!“ był to zapewne głos jakiego szpiega Korejszytów; bo następnego poranku, nie tajno im było, co się w nocy stało; z nowymi zaś sprzymierzeńcami obchodzono się przykro, gdy opuszczali miasto.
Przychylność ta mieszkańców Medyny zyskała im nazwę Ansarjanów, to jest sprzymierzeńców.
Z końcem świętego miesiąca prześladowania Mahometan wznowiły się, i mówiono, że prorok zmuszony był oświadczyć wyznawcom: aby każdy o własném bezpzpieczeństwie sam myślał.
Gubernatorem miasta podówczas był Abu-Safian, nieprzebłagany jego nieprzyjaciel. Zastraszony olbrzymiemi postępami nowéj wiary, zwołał on radę Korejszytów w celu wynalezienia środków tamę jéj położyć mogących.
Jedni radzili wygnać Mahometa z miasta; ale łatwo mógł, zjednawszy sobie jakie potężne plemnie lub mieszkańców Medyny, wrócić na ich czele jako mściciel.
Inni chcieli wtrącić go do turmy, ale i tu przyjaciele jego mogli mu ułatwić ucieczkę. Uwagi te robił obcy jakiś starzec z prowincji Nedżas przybyły, który był niczem inném, jak tylko szatanem w ludzką postać przebranym. Wreszcie, wniósł Abu-Jal jako jedyne lekarstwo mogące złemu zaradzić, zamordowanie proroka. Jednomyślnie zgodzono się na to, żeby zaś uniknąć osobistéj
Strona:Koran (Buczacki) T. 1.djvu/071
Ta strona została przepisana.