Strona:Koran (Buczacki) T. 1.djvu/108

Ta strona została przepisana.

Objawienie z nieba oznajmiło Mahometowi by ufny w nietykalność miesiąca świętego, udał się z towarzyszami do Mekki. Muzułmanie z radością przyjęli tę wieść; z prorokiem na czele, w liczbie tysiąc czterystu, w której jednak i Ansarjanie to jest sprzymierzeńcy mieścili się, wyruszyli z Medyny.
Pielgrzymi zabrali z sobą siedmdziesiąt ofiarnych wielbłądów. Chcąc dać poznać korejszytom pokojem tchnący cel swój, stanęli we wsi Dsu­‑Huleifa o dzień drogi od Mekki, gdzie złożywszy na bok oręże z wyjątkiem mieczów, oblekli strój pielgrzymi i ruszyli do miasta.
Wieść o ich przybyciu rozeszła się już w Mekce. Korejszyci lękając się chytrego podstępu, wysłali na ich wstrzymanie Kaleda Ibn Waled z silnym oddziałem jazdy.
Dowiedziawszy się o tem prorok, zszedł z handlowego gościńca, puścił się skalistą przykrą ścieżką przez góry, a ominąwszy Kaleda, stanął obozem na świętem terrytorjum w Hodeibie. Ztąd wyprawił poselstwo do Korejszytów upewniając ich o spokojnych swoich zamiarach, z zażądaniem świętego nietykalności prawa.
Korejszyci wysłali posłów do jego obozu, by się naocznie przekonali o prawdzie. Szacunek jakim otaczali Mahometanie proroka, zdziwił ich nie mało. Woda którą się oblewał stawała się świętą; włos lub skrawek paznokcia, wyrywano sobie z rąk jako świętą relikwję. Jeden z posłów mówiąc, mimowolnie dotknął brody proroka; odtrącili go w tył Mahometanie ostrzegając o świętokradzkim czynie.
Tenże sam poseł, zdając Korejszytom sprawę z poselstwa zawołał: „Widziałem wladzcę Persji, Cesarza kon­s­tan­ty­no­po­li­tań­s­kie­go z orszakiem dworzan, ale wierzcie mi, nie zdarzyło się widzieć człowieka równie czczonego od drugich, jak Mahomet od swych wyznawców.”
Korejszyci niechętnie wpuszczali do miasta człowieka, co tak magiczny wpływ na drugich wywierał. Wreszcie Mahomet zniecierpliwiony, wysłał do nich zięcia swego Otmana Ibn Affana. Minął dzień jeden, drugi, Otman nie wracał, rozeszła się w obozie wieść, że go zamordowano.
Mahomet poprzysiągł krwawo pomścić tę zbrodnię. Stanął pod drzewem, a zwoławszy prawowiernych kazał im przysiądz że go wraz z sztandarem świętym bronić będą, do ostatniej kropli krwi.