spędzeni kiedyś od Donu. Mieszkali pomiędzy górami po nad Smotryczą. Mieszkańcy ci stanowili jakieś przejście pomiędzy Mongołami a innemi plemionami w rysach twarzy. W stroju, w mowie, ani byś ich poznał że Tatarzy, nosili się albowiem po polsku. Sąd najbardziéj pustoszyli nadgraniczne Podole, bo świadomi kraju napadali miasta i wsie w małéj liczbie ludzi pospolicie z nienacka i uprowadzali zdobycz.
Rej naturalnie w tym sojuszu krymskim wodzili sami mieszkańcy Krymu, hordy ucywilizowane, rządzące się jak państwo. Prawdę powiedziawszy mało co w nich mongolskiego nawet pozostało. Nohajca obok krymskiego tatara było postawić, zaraz uderzała różnica. Mongołowie krymscy albowiem, może być, że stanowili odrębny jaki słój narodowy wśród mieszaniny czyngishańskiéj i tamerlańskiéj, który zachował swoją rasową pierwotną czystość; być może znowu, że krwią swoją tak się zmieszali z różnemi narodowościami w Europie, że zatarli w sobie wszelki typ mongolski. W Krymie téż pokłady jednych ludności spoczywały na drugich; była tam krew całego świata: Grecy, Włosi, Słowianie, Turcy i Czerkiesi, pomieszali się razem w Krymie i utworzyli cóś z tego, co rasę kaukazką ludności przypomina.
Strona:Koran (Buczacki) T. 1.djvu/275
Ta strona została przepisana.
249
O STOSUNKACH POLSKI Z TURCYĄ I TATARAMI.