Strona:Koran (Buczacki) T. 2.djvu/613

Ta strona została przepisana.
HYMN II.
(skinienie boskie.).

Bóg skinął, a ciemność, zniknęła ponura,
Błękit się roztoczył, od niebios do morza,
Powstała z nicości, powabna natura,
Tu słońca, tam księżyc, i z rubinów zorza.

Bóg skinął, i wstało miliony żywiołów;
I jednem swojem wielowładnym słowem,
Z promieni ogniowych, zrobił chór Aniołów,
I wszystko ugaszczał, tak jak w dniu godovem.

A słońce i księżyc i każden twór nowy,
Padły na kolana, wielbiąc Twórcę świata,
I pokłonem hołdu nachyliwszy głowy
U progu niebios swem czołem proch zmiata.

Lecz Bóg zechciał króla zostawić nad niemi,
Rozkosz miała jemu przewodniczyć sama
Więc z siedmiu szczypt wziętéj, przez Azrala ziemi,
Utworzył pierwszego człowieka Adama.

Mały promyk ducha wlany w ten proch lichy,
Żądzą niesforności, śmiał obrazić Ciebie,
Adam we łzach tonąc, żałował swéj pychy
I nigdy już potem nic spojrzał po niebie.

Przeklinał swe życie, nędzną gwiazdę swoję.
Straszny wąż żalu wpił się mu do łona,
Zamiast uciech słodkich, pił zgryzot napoje,
Gorętsze niż wrzątek, niż miedź roztopiona.

Panie my jesteśmi odłamki z téj gliny,
Chciwi, pyszni, dumni i zawzięci srodze,
Przebacz nam, i wprowadź do świętych dziedziny,
Gdy padniem znurzeni na żywota drodze.

Najłaskawszy Panie początku i końca,
Spraw niech płyną grzechy ze łzami w pokorze,
A czyste westchnienia, modlitwa gorąca,
Niech płyną przed Tobą jak poranne zorze.