dzo dziwny. Śniło mi się, że w gimnazjum spotykam na schodach Zosię. Chcę iść z nią razem, więc wbiegam do klasy po tornister. Wtem wchodzi ksiądz, i zaczynają się śpiewy. Obok mnie siedzi Rubinson. Poskarżył się na mnie Sieg. i ten mnie wywołał, powiedział, ze to dobre przekonanie, które napisał o mnie przekreśli, i wykreślił z listy 2 i 3; a tam też stał dyrektor. Potem wchodzę do mieszkania pani Kl., a tam przy niańce stoi chłopiec, może siedmioletni i drugi, może 19-to letni nago. Przez otwarte drzwi widzę jakieś panny w bluzkach. Już mam wyjść, ale ten 19-to letni mnie woła. Wtedy niańka opiera ręce na mem ramieniu i...
Czuję się zupełnie dobrze. Czytam Odysseję w tłom. Żukowskiego.
Tak mi żal ojca. I on pewnie w młodości roił, a dziś co z tego zostało. Myśl błąka się tylko około chleba. O Boże, pozwól mu dożyć starości, a mnie być mu podporą. Mama jest dobra, kocham ją bardzo, ale poco te ciągłe przycinki. Toż i Kraszewski, „miał paskudny zwyczaj uczenia się tego, co mu dyktowała chęć, fantazja, a nie tego, co zadawali“.
Marzyłem, że jestem miljonerem, który wszystko rozdał biednym, a sam umiera samotny na tapczanie. Płakałem.
Strona:Korczak-Bobo.djvu/122
Ta strona została uwierzytelniona.