jak przepowiadają niektórzy, — czy rzeczywiście „świat jest przemianą zła wieczyście trwałą“ jak mówi Tetmajer, czy też pnąc się „naprzód i wyżej, przez szereg istnień padających marnie“ — dąży do ideału, jak twierdzi Asnyk?
Już od dwóch dni jest mi dobrze. Doznaję jednak takiego uczucia, jakie mają ludzie bezgranicznie szczęśliwi: strachu, aby kto nie przerwał brutalnie tej ciszy, tego półmroku myśli i uczuć.
Czytałem po francusku „W kraju futer“ Verne’a i marzyłem, że tam jestem, pod biegunem.
Po dniu uciążliwego pochodu leżę pod ciepłą derą. Budzą mnie.
— Wstawaj pan. Białe niedźwiedzie.
— Czy to raz pierwszy; jest też o co piekło robić?
— Ależ jesteśmy zgubieni.
— Bezpowrotnie?
— Tak jest, niema ratunku.
— Więc pocoście mnie budzili? Może mam w galowem ubraniu, stawić się na śniadanie panom niedźwiedziom?
— Powtarzam: niebezpieczeństwo, twoja zimna krew jest potrzebna.
Ubieram się.