∗ ∗
∗ |
Mijają wieki, wiele stuleci.
Mówię: wiele stuleci, bo godziny bobowego czuwania, przeplatane godzinami snu, chwile wesołych uśmiechów i uniesień gniewu, rozpamiętywań cichych i burzliwych rozpaczy, — godziny i chwile, które na tarczy zegara znaczą się blizkiemi znakami, są dla boba okresami bez porównań, bez ściśle ustalonych w czasie wspomnień, nieskończenie długimi, zatartymi na szarej tablicy jego świadomości.
Wczorajsze wrażenie przeżywa bobo dziś we wspomnieniu mglistym obrazem, jak stuletni starzec — pierwsze lata dziecięctwa.
Minęło wiele stuleci, zanim bobo poczęło poznawać cienie dobre i złe.
Dwa dobre cienie, które bobo już zna, dwie jego ręce.
Dobry cień, to pierś piastunki: wielka chmura zakrywa cały horyzont, daje ciepło i koi głód.
Kiedy się budzi, leży cicho, patrzy ciekawie, wsłuchuje się czujnie, zwraca głowę w stronę każdego szmeru i każdej błyskawicy blasku.