Strona:Korczak-Bobo.djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.

— A skąd wiesz, że wchodził do klatki?
— Skąd wiem, to wiem.
Idą obok siebie gniewni i milczący.
— Dzień dobry.
Czerwińskiego Stasio też nie lubi, bo kowal i głupi.
— Wiecie: w tej dykcie nie zrobiłem ani jednego błędu.
— A jak napisałeś „pośliednieje“? — pyta Wiśnicki.
— Fi, także mi sztuka.
Jest to właśnie jeden z dwuch grubych błędów Stasia.
Stasio odłącza się od nich, idzie brzegiem rynsztoka — na samym brzeżuszku, rozstawił ręce i utrzymuje równowagę. — Spogląda z ukosa na kolegów i myśli z niechęcią:
— Szczeniaki.

∗             ∗

— Na miejsce. Dosyć.
Teraz kolej na Stasia.
Stasio szybko chowa zegarek. Trzy minuty do dzwonka.
Jeszcze zostało tylko dwuch, którzy odpowiadali po razie, a z siedmiu wyrwanych dzisiaj, aż cztery dwójki.