Strona:Korczak-Bobo.djvu/47

Ta strona została uwierzytelniona.

Klasa huczy dziesiątkiem głosów. Stasio przyłącza się do grupy, gdzie Prechner opowiada, że nie miał książki w ręce, że nie odpowiedziałby ani słowa. Widać, że się nie chwali tylko, że na prawdę nie umiał. I nic dziwnego: odpowiadał już trzy razy. Nauczyciel chciał go złapać — to jasne.
Pierwsza pauza trwa krótko.
Na religji sąsiad daje Stasiowi obiecaną książkę. Stasio przegląda spis rozdziałów, trzymając książkę pod ławką, potem zrazu jakby niechcący, a potem uważniej — przebiega treść pierwszego rozdziału; wreszcie kładzie książkę na ławkę, przykrywa do połowy religją, ciekawe.
— Co czytasz? — pyta kolega z tylnej ławki.
Stasio spogląda z niepokojem na księdza.
— Nie twoja rzecz; pilnuj swego nosa.
Godzina przemija szybko.
W serce Stasia wkrada się niepokój. — Już posłowie donieśli, że Szparag przyniósł kajety, już dyżurny woła, żeby siadać na miejsca, już pedel dwa razy uderzał kluczem w szybę oszklonych drzwi, aby uciszyć klasę. — Uderzenia kluczem w szybę nauczył się od inspektora: małpuje.
Lekcja się zaczyna.
— Kogo niema w klasie?
Szparag przepisuje stopnie z notesu do