Strona:Korczak-Bobo.djvu/79

Ta strona została uwierzytelniona.

tem chciała wydać za mąż za starego, jak ona z domu uciekła, — i Stasio dał sobie słowo, że będzie dla niej dobry; nawet ją zaczął uczyć liter. — Ale po co z nim zaczyna zawsze?
I teraz chciał powiedzieć, żeby usiadła, to jej przeczyta zbrodnię na Woli, potem Ludwika opowiedziała by także zbrodnię, — i takby się zaczął wieczór przyjemny. — Ale dwie dwójki, — kurator.
— Niech Stasio odda kurjera.
— Niech Ludwika puści, bo podrę.
— To niech Stasio puści.
— To dobrze: ja się ze Stasiem bić nie będę.
Ludwika ma myśl ukrytą: chce, żeby każde z dzieci coś zbroiło, żeby je potem zobowiązać do milczenia; a sama chce się wymknąć na pół godzinki do pralni, gdzie wieczorem bywa tak wesoło.
— A Zosia niech nic nie rusza.
— A właśnie, że ruszę.
— A ja mówię, że nie ruszysz.
Zosia wchodzi odważnie do ciemnej sypialni i wynosi flakon z wodą kolońską.
— No, o tem to już pani będzie wiedziała.
— No niech wie.
Józio jest złote dziecko. Teraz jest spokojna. Żadne z dzieci nie piśnie ani słów-