Strona:Korczak-Bobo.djvu/83

Ta strona została uwierzytelniona.

Inspektor bierze kartkę od Malinowskiego i wchodzi do piątej klasy na lekcję.
— Po co ci było z nim zaczynać?
— Pilnuj swojego nosa.
A to się wiedzie temu Przemyskiemu, — no!
Stasio ma godzinę do namysłu. Inspektor zapisze do sztrafnego dopiero na dużej pauzie. — Prosić, czy nie prosić?
— Idź poproś, — namawiają koledzy, — powiedz, że cała klasa widziała.
— Niech no ja będę dyżurnym, — mówi jeden, — to Malinowski dostanie za ciebie.
— Świnia, lizuch, — bydlę.
Stasio czeka przed drzwiami piątej klasy, inspektor nigdy zaraz po dzwonku nie wychodzi, tylko dopiero w pięć minut. — Obok Stasia wszyscy jego stronnicy w pogotowiu, — to świadkowie; trochę zdala — reszta klasy.
— Co to znów za zbiegowisko? — pyta, wychodząc inspektor.
— No idź, — pchają go koledzy.
— Proszę pana... — zaczyna Stasio.
Powie mu wszystko, — od samiutkiego początku, wszystko, jak na spowiedzi, — wszystko od poniedziałku. — Przebaczy mu, — musi mu przebaczyć — musi mu przebaczyć.
— Rozejść się! — Kartkę Malinowskiego inspektor trzyma w ręce.
— Proszę pana... ja...