dozwolono, — chce się powiedzieć, że nie ma wdzięku, ale jakoś nie wypada, — przepowiada się, że będzie dzielnym człowiekiem.
Nini nie daje się scharakteryzować. Dostrzegłem w niej coś z tej dziecięcej konspiracji, która budzi nieufność. Najchętniej przestaje ze swym jednolatkiem-bratem i z młodszemi od siebie dziećmi.
Zacząłem obserwację bez programu — bez planu — przygodnie — ot tak: „co małe robią?“
Pierwsza notatka moja — ołówkiem:
Helcia (obrazki)
— On ma czerwony język (pies). Dlaczego?
— Bo to piesek (Nini).
— Czy pieski mają czerwony język — czasem?
(Opow. Helci o piesku, który szczekał, chociaż „my mu nic nie robili“).
Krysia bawi się piłką.
Nini: — O, Krysia się bawi (jedną ręką) także.
Że dziecko, oglądając obrazek, osobno ocenia ogon, uszy, język, zęby — szczegóły, których dorośli nie dostrzegają — było dla mnie zrozumiałe. My lekceważymy, bo to obrazki dla dzieci, natomiast w galerji obrazów postępujemy podobnie. Jeśli aż zdumiewa nas spostrzegawczość dzieci, to że dzieci lekceważymy, zdumiewa nas, że są ludźmi, a nie lalkami.
Pytanie Helci, dlaczego pieski mają czerwony język — tłumaczę sobie, jako chęć prowadzenia gawędy o byle czem z Nini, osobą wyżej od niej stojącą w hierarchji społecznej (rozmawia, gawędzi za pan brat z siedmioletnią), a utwierdziło mnie w tem przekonaniu owo — ni przypiął, ni przyłatał: „czasem“. Tak prostak, spotkawszy się z inteligentem, parwenjusz z arystokratą — wtrąci wyraz lub zwrot wyszukany w rozmowie bez treści, a tylko w celu okazania, że i on — umie, może.
Nini uwaga, że Krysia się bawi, i owo — „także“ dowodzi ździwienia: pierwszy raz widzi, że Krysia się bawi.