Strona:Korczak-Momenty wychowawcze.djvu/36

Ta strona została uwierzytelniona.

nie śmieszne. Ale że ja w czterdziestym roku życia, wskutek zapytania Helci, po raz pierwszy o tem pomyślałem — to kompromituje. Drwiną, że dziecko nie wie, zabijasz w niem chęć dowiedzenia się. Kto przyzna się, że nie czytał „Fausta“, nie widział Rubensa, nie wie kto był Pestalozzi? I czytamy, aby zbyć, patrzymy, aby zbyć, wiemy wszystko byle jak, — cywilizację robią jednostki, politykę robią kliki, zaś ogół durny — za nos wodzony — umiera nawet, a wstydzi się przyznać, że nie wie za co, byle się nie śmiano z niego. Kto się śmieje z trzyletniego dziecka, że chce gwoździkami przybić szkiełka do oczów — jest zdrajcą, deprawatorem.
Helcia nie wie, jak trzymają się okulary, ale ma nową sukienkę. Ot, do czego się dogadaliśmy wreszcie.
Rozmowa o pieniądzach — złocie i papierach — to strzępy aktualnych, dosłyszanych rozmów. Wykrawam w arkuszu papieru dwa otwory (pieniądze) wedle wskazówek Helci. Helcia dostrzega podobieństwo arkusza z maską, którą dobry wujcio lubi straszyć dzieci. Zaplątana w rozmowę finansową, chce się wywikłać, by nie zdradzić swej niewiedzy. Nakłada na twarz „maskę“ i próbuje straszyć mnie i Krysię. Nie udaje jej się. Zapewne maska zła — trzeba się wykrzywić. Nie pomaga.
Zdaje mi się, że Helcia zaczyna rozumieć, że dom żartuje, bawi się, udaje, kłamie; że jest zupełnie inaczej, niż sądziła. Boi się, ale pociąga ją to nowe — istotne życie, które jest wysiłkiem i walką, gdzie ma walor zasługa, nie — czar, gdzie więcej obojętnych spojrzeń, niż uśmiechów, gdzie więcej sideł, niż rąk pomocnych. Dom nie pomaga jej, ale przeszkadza.


Wypadło nie to, czego chciałem. Chciałem dać wzór uczniowi seminarjum, jak notować spostrzeżenia i dopełniać komentarzami. A napisałem dla siebie wzór, jak z drobnego dostrzeżonego momentu — pytania dziecięcego — przechodzić do zagadnień wielorakich i ogólnych. — To dowód, jaką przeszkodą dla niezależnego myślenia są wszelkie ramki, plany, drogowskazy.