Strona:Korczak-Momenty wychowawcze.djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.



IV.

Zdawało mi się zawsze, że dużą przeszkodą w racjonalnem wychowywaniu pojedyńczego dziecka jest niezawsze uświadomiona a mimo to obecna myśl, że — „nie warto“. Jako wychowawca wielu dziesiątków dzieci, mam poczucie wzmożonej odpowiedzialności, każde słowo moje znajduje echo w stu umysłach, każdy czyn śledzi sto par czujnych oczu; jeśli uda mi się wzruszyć, przekonać, pobudzić do czynu, to moje umiłowanie, wiara, czyn — potężnieje w sto; zawsze, nawet wówczas gdy zawiodą wszystkie nieomal dzieci, jedno czy dwoje — nie dziś to jutro — przekona, że zrozumiało, odczuło, jest ze mną. Wychowując sto, nie znam samotności, nie obawiam się zupełnej porażki. Oddając godziny, dnie, miesiące własnego życia jednemu dziecku — co czynię? Kosztem mego jednego własnego życia buduję też — jedno tylko życie. Każde moje zrzeczenie karmi tylko jedno. Łatwiej mi pokonać niechęć, znużenie, złe samopoczucie — i zaczynam opowiadać, gdy słuchać mnie będzie — sto.
Spotykając wychowawczynię, która dla jednego, dwojga dzieci — opuszczała gromadę, innemi słowy — przekładała miejsce prywatne nad ochronę, internat, — uważałem, że niema zamiłowania do swego zawodu, że pociągają ją: zysk, lepsze warunki i mniej pracy.
Dwa tygodnie tylko spędziłem ze Stefanem, jedenastoletnim chłopcem, — i przekonałem się, że obserwacja jednego dziecka daje równie bogaty materjał, równą sumę trosk i zadowoleń, co