Strona:Korczak-Momenty wychowawcze.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.

Przy dwudziestem już jakiemś zadaniu proponuje:
— Będę cicho czytał i będę panu pisał, ile wypadnie.
— Dobrze, a ja będę kiwał głową czy dobrze.
Nie on pierwszy robi mi podobną propozycję. Nie wiem, czy dziecko chce w ten sposób wprowadzić pewne urozmaicenie w pracy, czy też jest w tem życzeniu — głębsze podłoże: potrzeba ciszy przy skupionej pracy.

Wieczór.

Zmówił modlitwę, pocałował w rękę (echo domu rodzinnego, rozbitego przez wojnę gniazda, jednego ze stu, z tysiąca, tysięcy). Piszę. Leży cicho — oczy ma otwarte.
— Proszę pana, czy to prawda, że jak ogolić, to już włosy nie rosną?
Boi się, by otwartą wzmianką o łysinie nie urazić mnie.
— Nieprawda, przecież brodę się goli, a rośnie.
— Niektórzy żołnierze mają takie brody do pasa — jak żydzi. Dlaczego?
— Już taki zwyczaj. A anglicy to nawet wąsy golą.
— Czy prawda, że u niemców jest dużo żydów?
— Są u niemców, są ruscy żydzi, są żydzi polacy.
— Pan mówi żydzi polacy. Czy polacy to żydzi?
— Nie, polacy są katolicy. Ale jak kto mówi po polsku, chce żeby polakowi było dobrze, dobrze im życzy, to też jest polak.
— Moja mama była rusinka, a tato polak. A chłopcy idą za ojcem. — A pan wie, gdzie są Podgajce? Mój tata jest stamtąd.
— A ile lat ma twój tata?
— Miał 42, a teraz ma 45.
— To cię tata może nie pozna, bo urosłeś.
— Nie wiem, czy tatę bym poznał.
— A nie masz fotografji?
— Ta gdzie? A są żołnierze podobni do mego taty.
Cisza. — Wieczór — to niezwykle ważna pora dla dziecka. Najczęściej — wspomnienia, też często — ciche refleksje i łagodne