Strona:Korczak-Momenty wychowawcze.djvu/50

Ta strona została uwierzytelniona.

— No to co, jak trochę poniesie...
— A jak w bok skoczy?
Opowiadam, jak się pod Łomżą koń o mało co nie zwalił z wysokiej góry.
Kładzie się do łóżka. Ja nakręcam zegarek.
— Prawda, że są zegarki, co się w obie strony nakręcają.
Pokazuję, że i mój nakręca się — „w obie strony“.
Biorę się do pisania, — porządkowania notatek.
— Proszę pana, ja włożyłem nową stalówkę, bo tamta zacinała papier.
— Zepsuła się prędko, bo pisałeś nią po stole, a od drzewa koniec się tępi.
Dopiero teraz, mimochodem, zwróciłem uwagę na niewłaściwość, przekonałem się wielokrotnie, że podobne uwagi mają znacznie większą wartość.
Cisza...
— Dlaczego pan tyle kartek podarł?
Tłomaczę, co znaczy notowanie naprędce, a co opracowanie notatek.
— Naprzykład notuję coś o chorym: kaszel, gorączka. A potem jak mam czas, przepisuję porządnie.
— Mama kasłała, krwią pluła — był cyrulik — powiedział, że z tego nic nie będzie. Potem mama chodzili do szpitala, aż umarli.
(Westchnienie, potem ziewnięcie. Westchnienie jest naśladownictwem: tak się zwykło wzdychać, mówiąc o zmarłych).

Szósty dzień.

Ledwo wypił herbatę, pobiegł do warsztatu. Mignął mi na chwilę podczas obiadu — wrócił o 6-ej.
Rozpocząłem bardzo ciekawą próbę: patrzę na zegar, jak długo czyta daną powiastkę i ile błędów zrobił, — nie poprawiam go podczas czytania, dopiero po skończeniu. Więc dwa razy czyta, pierwszy raz 4 minuty 35 sekund przy 8 błędach, za drugim razem 3 minuty 50 sekund i tylko 6 błędów.