Strona:Korczak-Momenty wychowawcze.djvu/52

Ta strona została uwierzytelniona.

Kiedy myłem ręce, nalewa mi wodę z kubka, podaje ręcznik, mówi, żebym pił herbatę, bo wystygnie. Bez słowa jednego okazałem urazę, on bardzo subtelnie przeprosił za to, co czuł względem mnie.
W tej awanturze o konia było, prócz gniewu, i lekceważenie. — Skąd się wzięło, gdzie jego źródło? Może moje: czy chcesz rachować — czytać — pisać? — może to go niecierpliwi. Dzieci lubią pewien przymus: to im ułatwia walkę z wewnętrznym oporem, oszczędza pracę myślową wyboru. Decyzja jest mozołem dobrowolnych zrzeczeń przy wzmożonej odpowiedzialności za wynik. Nakaz obowiązuje tylko zewnętrznie, wolny wybór — wewnętrznie. Jeśli pozostawiasz mi głos decydujący, toś albo głupi, więc sam nie wiesz, albo leniwy, więc sam nie chcesz:
Skąd ten lekki jeszcze obłok lekceważenia? — Jemu daje obwarzanki, sam jem chleb razowy. Już dwa razy zachęcał mnie do obwarzanków, sobie wziął lepsze, wypieczone: nikt go nie uczył obłudy tych towarzyskich drobniusich ofiar, które mają ujawniać gotowość do istotnych, dużych ofiar.
Ten drobiazg, to nic, co nazwałem awanturą o konia — dowodzi, że minął okres ośmielania go, że mogę zwolna zacząć go wychowywać. Zbieram materjał do tej rozmowy...
Wieczorem przeglądam jego brudną koszulę; rozumie się — wesz.
— Co tam było? (niepokój w głosie).
— Weszka.
— Bo w ochronie prześcieradeł nie zmieniali. Kołdry takie brudne.
— To nic, — już teraz pewnie nie będzie. — A dlaczego nie zmieniali prześcieradeł?
— Nie wiem, pewnie im się nie chciało prać.
Pierwsza rozmowa o ochronce.
— Sanitara się nie boją, a sołdata się boją. — Nie, sołdat też nie bije, bo nie wolno bić — pani by się na niego gniewała.