— To ja pójdę z panem Walentym, ja wiem, gdzie można kupić.
Wyjmuję portmonetkę.
— O, Walek (nie — pan Walenty) dostanie 10 rubli, kupimy sobie ciastka...
Ten jego ton zaczepny ma znaczyć: „wcale się nie bałem, wiedziałem, że nie zostawicie mnie tu...“
Dziwnie niechętnie mówi o bracie. Nie wiem, dlaczego. Nie chce, abym się z bratem spotkał: co to ma znaczyć?
Czyta, — skończył.
— No, ile błędów zrobiłem?
— Zgadnij.
— Pięć.
— Nie, tylko cztery.
— To o dwa mniej, jak pierwszy raz.
Źle przeczytał i zaraz sam się poprawił.
— Czy to pan liczy?
Ten sam wierszyk za pierwszym razem czyta 20 sekund, za drugim razem 15 sekund, za trzecim też — 15.
— Czy jego nie można już prędzej czytać?
Stara się szybko czytać:
— Strach—stra—sta—staruszka...
Szybko przewraca stronicę, żeby nie tracić czasu.
Wiersz „Wisła“ czytał wczoraj trzy razy, dziś — cztery razy; rezultat niezmiernie ciekawy:
Wczoraj: 20 sekund, 15 sekund, 11 sekund.
Dziś: 11 „ 10 „ 7 „ 6 sekund.
Wiersz „Sierotka“ to samo:
Wczoraj: 20 sekund, 15 sekund, 15 sekund.
Dziś: 15 „ 12 „ 10 „
Zyskana podczas trzeciego wczorajszego czytania wprawa — przechowała się w całości.