Strona:Korczak-Momenty wychowawcze.djvu/63

Ta strona została uwierzytelniona.

W warcaby gra znacznie lepiej. Znikły blagierskie ruchy, — gra uważnie i poważnie. Rozumiem: dawniej naśladował, małpował gracza, wzorując się na autorytetach, teraz zaczął już — sam.
Pomagam mu, zwracam uwagę na popełniane błędy.
— Tylko niech pan nie mówi. Jak pan mówi, to ja łatwo sobie ważę.
To poprawianie każdego błędu w czytaniu, pisaniu, — czy nie wywołuje tego samego skutku: że uczeń łatwo sobie waży pracę.


Stół się chwieje. Rozlał trochę herbaty na stole — robi palcem drogę do brzegu — herbata ścieka.
— Niech pan patrzy, jak spływam herbatę.
— Mhm.
— Ona sobie tak spływa.
Dziecko bezspornie posiada czucie, powiedziałbym — sumienie gramatyczne (i ortograficzne). — Wiele razy obserwowałem, jak dziecko, wsłuchawszy się w niegramatycznie zbudowane zdanie, samo je zmienia, nie wiedząc jak poprawić. Czy systematyczna nauka nie zabija tego sumienia? Czy niezrozumiałem, niedostępnem tłomaczeniem nie utrudniamy mu raczej pracy?
Umysł dziecka — las, którego wierzchołki lekko się poruszają, gałęzie splatają, liście drżąc dotykają. Są chwile, gdy drzewo łączy się delikatnem dotknięciem z sąsiedniem, a przez sąsiada udziela mu się drganie stu, tysiąca drzew — całego lasu. — Każde nasze: „dobrze — ile — uważaj — jeszcze — raz“ — to jak wicher, który chaos wprowadza. — Szedłem raz za nasionkiem mlecznika — ziarenko, zawieszone na białym pióropuszu. Długo za niem chodziłem: zlekka przefruwa z źdźbła na źdźbło, z trawki na tawkę, — tu dłużej, tu krócej się zatrzyma — aż zaczepi się i wyrośnie. Myśli ludzka, nie znamy praw, któremi się kierujesz, — pragniemy — nie wiemy — korzysta z tego zły genjusz ludzkości.