Strona:Korczak-Momenty wychowawcze.djvu/69

Ta strona została uwierzytelniona.

— A bo ja święty?
— Czy tylko...
— Albo ksiądz — albo co?


Lubię, kiedy w czytaniu spotykają się łatwe wyrazy:
— Zawołała, zadowolona, zapaliła.
Gniewają mnie:
— Troszcząc się... dżdżysty dzień...


Zadanie łatwe; trudniejsze już rozwiązywał, — a teraz plącze się, — myli. Kie licho?
— O proszę pana — tu krosteczka.
— Gdzie?
— O tu, — pokazuje na szyi. — Czy to nie świerzba?
— Nie, jutro się wykąpiesz i będziesz zdrów.
I już bez przeszkód idzie arytmetyka.

Jedenasty dzień.

Kiedy włożyłem niebieskie okulary, Stefan zapytał szeptem:
— Czy pana bardzo oczy bolą?
Szept i uśmiech, — zawdzięczam Stefanowi, że zwróciłem na nie uwagę, — w internacie nie dostrzegłbym.


— Ja zdrów, a pan chory, — powiedział wieczorem.
To jest uczciwy sposób okazywania współczucia. My ładniej mówimy, ale mniej czujemy. — Wdzięczny mu jestem za to zdanie.


Nie wiem dlaczego powiedział:
— Ja teraz wcale o bracie nie myślę.
— To źle, powinieneś myśleć o ojcu i bracie.
Nikczemna wojna.