— Żebyś ty wiedział, jak ja cię nieskończenie kocham, jak strasznie... jak strasznie...
— Małpa zielona, — pomyślał z niezmierną tkliwością.
A ona mówiła:
— Słuchaj! Powiem ci coś, co mi przez gardło przejść nie chce. Kocham ciebie i kocham moje dzieci... kocham męża...
W tem miejscu spojrzała na niego z pod oka, ale on ani nie drgnął. Umiał to na pamięć.
— ...Tak żyć nie można...
— Tak! — rzekł on beznadziejnie i zwiesił głowę.
— ...Tak żyć niepodobna. Myślałam dziś nad tem przez całą noc i doszłam do przekonania, że my się musimy rozstać...
Powiedziała to z jękiem zerwanej nagle struny.
— No i...?
— I rozejdziemy się.
On chciał rozpaczać, ale był trochę zmęczony; więc tylko zwiesił głowę, podparł ją obiema rękami i patrzył ponuro w przeciwległą ścianę.
Ona ujęła rękoma jego głowę.
— Biedny mój...
Westchnął jak człowiek, który czeka tylko na rejenta, aby oddać duszę w przechowanie Bogu.
— Bo widzisz, ja ci nie powiedziałam jeszcze wszystkiego...
Na nim to nie zrobiło wrażenia.
— ...Zupełnie ci nie powiedziałam. Ja ci chcę powiedzieć, że jeżeli mi nie wolno żyć z tobą, nie chcę żyć zupełnie.
Dwie łzy, spoglądając na siebie uważnie, aby która nie wyrwała się z głupia za prędko, czekały w kątach jej oczu.
— Ja żyć nie będę!
Powiedziała to mocno i zaczęła szybkim krokiem przemierzać pokój.
On myślał przez dłuższą chwilę, jak się zachować w sytuacji tak wybitnie karawaniarskiej, wreszcie uczynił to, co