właściwie uczynić był powinien. Osunął się do jej kolan, objął je i zaczął całować, zauważywszy przytem, że suknię czuć trochę za silnie benzyną.
A ona stała jak święta, błogosławiąc ukochanej głowie.
On całował tę nieszczęsną suknię i myślał.
Wreszcie powstał.
Twarz miał tragiczną.
— Chcesz umrzeć?
— Tak!
— Umrę z tobą...
A wtedy ona wydała z siebie na świat wrzask straszliwy.
Spoili się w pocałunku, który dotąd nie miał sobie równego; trwał w nieskończoność.
Znalazły się dwie dusze i łkały.
Wyglądali jakby na posągu ze stali, z kamienia wykuci, sprzągł ich ból i męka.
On myślał w tej chwili:
— Histeryczne pomysły!
A ona:
— Co za bydlę! Jak on znakomicie udaje...
A potem wpadła w omdlenie, to cudne omdlenie, które pozwala ze siebie zdjąć nawet sznurówkę; w omdleniu takiem kobietę opuszcza dusza, a o ciało stara się już kto inny.
Przychylona bezwładnie, oddychała ciężko, może w ten sposób po raz ostatni w życiu; nie wiedziała nic, co się z nią dzieje, zauważyła tylko ostatkiem świadomości, że głupio zrobiła biorąc stanik, zapinany na haftki...
A potem cierpiała, żegnając się z życiem. Co jej dało to nędzne życie? Miała wszystko, ale dla kobiety wszystko, to jeszcze za mało; kobieta pragnie rzeczy, których mieć nie może i w tej tragedji pragnień jak ogień się przepala.
Życie dla kobiety jest macochą, dla mężczyzny bogatym wujaszkiem, któremu grozi paraliż postępowy. Więc kobieta szuka piersi, u którejby można oprzeć znużoną, utlenioną głowę i płacze. Liszki mają jamy, ptacy mają gniazda, a kobieta ma kochanka.
— — — — — — — — — — — — — —