— O cóż to właściwie chodzi? — prychnął smok.
Żyrafa skrzywiła wesoło głowę.
— Kwestja kobieca...
Małpy podlazły blisko, aby słyszeć rozmowę.
— To ona?...
— Ona.
Smok oglądał z zajęciem zlepek z błota.
— No, no...
— Cha! cha! cha! — wrzasnęły małpy bez racjonalnego powodu i rozbiegły się na wszystkie strony.
Smok spojrzał z pogardą.
— Zwarjowały?
— One tak zawsze, szlachetny panie. Małpy to jest głupia publiczność.
W tej chwili podlazł krokodyl.
— Nie bardzo piękne bydlę jest ta kobieta...
Smok spojrzał na niego niechętnie, potem zaczął do żyrafy.
— Kto to taki?
— Ten? Nie warto mówić — krokodyl, prawdę rzekłszy, idjota.
— Uważałem, — rzekł smok, potem z trudem chciał się obrócić na ogonie, kiedy nagle potworny wrzask podniósł się opodal.