Strona:Kornel Makuszyński - Rzeczy wesołe.djvu/34

Ta strona została przepisana.
24
KORNEL MAKUSZYŃSKI

udał, ale zczasem to się samo naprawi. Weź ją i bądź jej mężem.

Adam łypnął pożądliwie oczyma, jako że się dotąd zalecał bez powodzenia tylko do siostry hipopotama; spragniony był wielce takiego nowego tworu.

— Dla mnieś to uczynił, Panie?

— Dla ciebie, człowieku.

Anioł patrzył nato wszystko strasznie uradowany.

— Zbliż się ku niej i powiedz jej, ktoś zacz.

Adam uśmiechnął się głupkowato, obcesowo podszedł ku Hewie i ujął ją za rękę. A w tejże samej chwili krzyknął i za łydkę się chwycił.

— Kąsa, Panie! — zawołał boleśnie.

— Kąsa? Czy być może!

— Ukąsiła mnie w łydkę.

— To nic, Adamie, nie trwóż się, jeszcze się nie oswoiła.

Ale się zasmucił dobry Pan Bóg, który chce zawsze wszystkiego jak najlepiej.

A wtedy sprytny Anioł szepnął coś Adamowi na ucho. Adam uradowany, ukłonił się Panu, potem zębami odgryzł silny pręt wikliny i podszedł z nim ku Hewie.

— Oho ! — smutno szepnął dobry Bóg, — już się zaczyna.

Adam z dziką satysfakcją zmierzył prętem szerokość pleców matki Hewy, która ryknęła jak nieboskie stworzenie, a padłszy do zabłoconych stóp Adama, całowała je.

I stało się, że urodzona jest w tejże chwili miłość tych dwojga, którym Bóg błogosławił, ręcę ku nim wyciągnąwszy, a potem odszedł, albowiem był spracowany bardzo.

Adam pozostał sam, z niewiastą swoją. Silna była i podobna do małpy. Obrosła sierścią jako Adam, mąż jej, drapała się kosmatą ręką w bolące plecy. Piersi miała wypukłe, jako wymiona krowie.

Dobry Bóg pomyślał o wszystkiem.

Obejrzeli się wzajemnie dokładnie, potem Hewa, której snadź podobał się małżonek, mrugnęła na niego znacząco