Strona:Kornel Makuszyński - Rzeczy wesołe.djvu/38

Ta strona została przepisana.
26
KORNEL MAKUSZYŃSKI


— Nie może, jakiś archanioł zrobił awanturę i podobno pobił się z drugim.

— Czy być może? Nieokrzesane towarzystwo...

— Tylko się nie spóźnij do cyrku, moje dziecko. Zawsze przychodzisz za późno.

Kiedy słońce zaszło i z poza rzeki wypłynął na widnokrąg księżyc, jeszcze wtedy całkiem nowy, świecący wówczas jak tulski samowar, zaczęła się w zgięciu rzeki gromadzić publiczność.

Najpierw czereda głupich bydląt i bezmyślnego ptactwa; zajęło to wszystko galerję i robiło wrzask.

Małpy chwiały się na ogonach, uwieszone na gałęziach drzew; papugi darły się bezkrytycznie. Od czasu do czasu zaklekotał bocian, zupełnie jak zawodowy klakier.

— Zaczy-y-ynać! — wrzasnęło zgromadzenie.

Nikt nato nie zwracał uwagi.

Zeszły się senatory raju: lew, z grzywą jakby wypomadowaną, żyrafa i wilk i lis; niedźwiedź i hipopotam. Przyglądając się wszystkim, wszedł w tłum nonszalancko stary, wyłysiały szympans; dziwnie niesympatyczne bydlę i przez nikogo w raju nie lubiane.

Zeszły się małe aniołki, prowadzone przez guwernantki, stare, wypłowiałe anielice.

Ukazała się wreszcie Hewa.

Przez tłum poszło długie: aaa! aaa!

Hewa była piękna.

Wlókł się za nią pawi ogon; na głowie sterczały jej dwa duże skrzydła papuzie. Ciało całe miała wysmarowane czemś tłustem, tak, że się aż szkliło. Obrosłe sierścią nogi stąpały bardzo zgrabnie. Rozejrzała się po zgromadzeniu, przywitała je uśmiechem i usiadła.

Galerji się to nie podobało.

— Cha! cha! cha! — zaskrzeczały małpy.

— Zdjąć kapelusz! — gwizdnął kos.

— Nic nie widać! Kapelusz! Uhu!

— Brhawo! Brhawo! — wrzasnęła papuga, która miała stosunek z zimorodkiem.