snów i całą nadzieję życia, zieloną świeżość młodości i bezmiar pragnień, takich przeczystych, jak czystym nie jest kryształ.
Wycisnął mózg jej, wchłonął to w powłokę swoją, co była jak skurczony owoc, spalony na ogniach żądz i pragnień podłych. Potem ożył i uśmiechnął się...
I usiadł raz bohater mój, gad wstrętny, rzucił duszę jak sępa na padlinę wspomnień swoich i myśli swoich i począł — tworzyć:
„Kochała mnie raz niewiasta jedna...
„Wpiłem się ustami w rozpalone jej usta...
„Drgały jej powieki jakby od nadmiernego światła, ściągały się brwi skurczem nagłym w jeden łuk, zwarły się jej przemocą szczęki w ruchu tygrysim...
„Nazwałem ją — Lia.
„I stanąłem przed oczyma jej, jak staje Bóg w chwale swojej...
„Kochała mnie bardzo... i t. d. i t. d.”
........................
A naród krzyczał: Twórca! Twórca!