Kobiety kochają się najczęściej w poetach i oficerach; pozatem we wszystkiem, co żyje. Można nieraz nie być poetą, ale nosić czerwony krawat w złote prążki, a to już wystarczy; „jaką on musi mieć duszę, jeśli dobiera kolorów tak subtelnych“ — mówi kobieta.
Zdarzają się jednak kobiety, które nie mają kochanków; to przecież jest paradoks. Nie chciałem temu wierzyć, ale mi mówił o tem przyjaciel mój, który potem, prosta rzecz, zwarjował. Optymizm wybujały jest chorobą taką samą, jak każda inna.
I piękna pani miała kochanka.
Dla pieniędzy?
Niech Bóg broni! Mąż miał majątek.
Kochała się w poecie?
Szaleństwo! Pfękria pani lubi, aby jej kochanek miał czystą bieliznę.
Wymarzyła sobie ideał?
Cóż znowu! Piękna pani nie daje się brać na cukry i kwiaty, a ideał to nie jest przecież złota bransoleta z rubinem.
Piękny był?
Wcale nie był piękny! Niech się nikomu nie zdaje, że kobiecie piękność męska zbytnio imponuje; byłaby to małoduszność. Kobieta ceni muskuły. Dlatego wielkie panie wychodzą za cyganów i za górali.
Rycerz to był, czy król?
Kobiety nie oślepia społeczne stanowisko; linoskoczek, król czy biskup — jest jej to wszystko jedno.
Któż tedy zbada, dlaczego w kimkolwiek kocha się kobieta. Kobieta nato nigdy nie odpowie wyraźnie.
A piękna pani kochała do szaleństwa.
Stało się raz, że ją mąż znalazł w objęciach osiemnastoletniego młodzieńca, który marzył o niej i o egzaminie z łaciny.
— Jezus! Marja! — krzyknął mąż.
Młodzieniec obrażony wyszedł, ukłoniwszy się z nonszalancją.
— To jest twój kochanek?