Piękna pani miała w oczach godność obrażonej królowej.
— Zwarjowałaś?
— Nie! Wiem co robię!
— I to był twój kochanek!
— Tak!
Mąż, jak zawsze mąż, nie znał subtelności kobiecej natury. Więc się nie wściekł, ani nie strzelał, tylko stał mocno zaciekawiony.
— Moja droga, o jedno cię poproszę...
— Możesz mnie zabić, proszę. On był moim kochankiem.
— Nie o to idzie. Jedno mi powiedz...
— Pytaj.
— Moja droga... Jeśli już nie ja, to przecież było tylu innych, tylu innych. Mogłaś wybierać...
Piękna pani cofnęła się o dwa kroki w tył, jak pantera.
— Ty... ty... bydlę!
— Co takiego?
— Powtarzam ci: jesteś bydlę. Zwracam ci uwagę, że zniewagi nie zniosę.
Mąż, jak zawsze mąż, zaczynał być wesoły. Był bowiem na kochanka przygotowany, tylko nie na takiego.
— Ależ nie, — rzekł wesoło — nie o to idzie... Nie chcę cię obrażać. Powiedz mi tylko, co cię skłoniło do oddania się temu smarkaczowi? Kobieto! Oszalałaś! To przecież dziecko.
— Właśnie dlatego to uczyniłam.
— Jak? Nie dosłyszałem...
Piękna pani miała w oczach dwie łzy i dwa pioruny.
— Właśnie dlatego to uczyniłam. Dlatego, że to dziecko. Uczyniłam tak, jak mi nakazywało sumienie.
— Co ci nakazywało?
— Sumienie!
— Usiądź moja droga, to zaczyna być ciekawe.
— Będę stała. Proszę się nade mną nie litować.
— Więc ci nakazywało sumienie?
Piękna pani uderzyła silnie w klawisze.