— Miss... To jest wyjątkowa sytuacja, Uważasz, miss — ja jestem niewypłacalny.
Miss jakby nie dosłyszała...
— Jaki? Niewypłacalny?
— To jest zawiła historja. Miss, uważaj: ja już nie wiem, kto jestem?
Poeta w pysznie skrojonym tużurku mówił głosem cudnie miękkim, drgającym, coraz cichszym, jakby ktoś gładził jedwabie ręką niezmiernie miękką i ciepłą, takim, którego używał wobec kobiet, czytających dużo wierszy, całujących z większą przyjemnością kwiaty niż oficerów. Przeto się zadumała, chuda, angielska miss Śmierć.
Zaczęła mówić niepewnie.
— Co to znaczy, że już nie wiesz, kto jesteś? Jeśli piłeś, w takim razie mnie to nie dziwi, że nie wiesz...
— Miss, ja nie piłem.
— Jesteś chory?
— Nie jestem chory.
— Nie wiesz już, kto jesteś?
— Nie wiem już, kto jestem.
— Dać ci — wody?
— Nie potrzeba. Słuchaj, miss! Byłem dziś u tej, co to wtedy zostawiła u mnie grzebień...
— Wiem, wiem. No i co?
— No i wypadło mi — wiesz co mi wypadło? — stary kawał, musiałem udawać okropne łkanie. Tak mi się jakoś złożyło. No i uważasz, miss, kiedym zaczął jak Zacconi — po chwili przestałem. Musiałem przestać. Miss!! Ja nie wiedziałam, czy ja udaję, czy ja...
— Co!? Czy co?
— Czy ja naprawdę łkam. Próbowałem powtórzyć i znowu nie wiedziałem. Miss, mnie się stało nieszczęście.
— Uważam...
Miss Śmierć stała się nieswoją.
— Robiłem doświadczenia. Pot mi wyszedł na czoło. Powiedziałem sobie głośno, żem bydlę. I znowu nie wiedzia-