Strona:Kornel Makuszyński - Rzeczy wesołe.djvu/82

Ta strona została przepisana.
66
KORNEL MAKUSZYŃSKI


— Miss... To jest wyjątkowa sytuacja, Uważasz, miss — ja jestem niewypłacalny.

Miss jakby nie dosłyszała...

— Jaki? Niewypłacalny?

— To jest zawiła historja. Miss, uważaj: ja już nie wiem, kto jestem?

Poeta w pysznie skrojonym tużurku mówił głosem cudnie miękkim, drgającym, coraz cichszym, jakby ktoś gładził jedwabie ręką niezmiernie miękką i ciepłą, takim, którego używał wobec kobiet, czytających dużo wierszy, całujących z większą przyjemnością kwiaty niż oficerów. Przeto się zadumała, chuda, angielska miss Śmierć.

Zaczęła mówić niepewnie.

— Co to znaczy, że już nie wiesz, kto jesteś? Jeśli piłeś, w takim razie mnie to nie dziwi, że nie wiesz...

— Miss, ja nie piłem.

— Jesteś chory?

— Nie jestem chory.

— Nie wiesz już, kto jesteś?

— Nie wiem już, kto jestem.

— Dać ci — wody?

— Nie potrzeba. Słuchaj, miss! Byłem dziś u tej, co to wtedy zostawiła u mnie grzebień...

— Wiem, wiem. No i co?

— No i wypadło mi — wiesz co mi wypadło? — stary kawał, musiałem udawać okropne łkanie. Tak mi się jakoś złożyło. No i uważasz, miss, kiedym zaczął jak Zacconi — po chwili przestałem. Musiałem przestać. Miss!! Ja nie wiedziałam, czy ja udaję, czy ja...

— Co!? Czy co?

— Czy ja naprawdę łkam. Próbowałem powtórzyć i znowu nie wiedziałem. Miss, mnie się stało nieszczęście.

— Uważam...

Miss Śmierć stała się nieswoją.

— Robiłem doświadczenia. Pot mi wyszedł na czoło. Powiedziałem sobie głośno, żem bydlę. I znowu nie wiedzia-