na jego stare lata do sioła, a lat siedmdziesiąt siadło na pochylony kark Jaremy. Dawniej u dworu i we wsi miał robotę, ale teraz napróżno stukałby o kowadło — z rozżarzonego żelaza sypałyby się skry, lecz nie podałoby się żelazo. Nie nawiedza nikt już niedołęgi, a i on zapomniał, którędy do wsi wiedzie droga. Jeżeli Marynie, o trzy lata młodszej od siebie, każe miechami poruszać, a sam weźmie kawał żelaza i kuć pocznie — nie z potrzeby to czyni, ale z przyzwyczajenia. Głodu jakoś nie zna, bo nieboszczyk pan stary za służbę wierną a krwawą dał parę morgów pola i drzewa z lasu, z którego sobie tę chałupę sklecił i w której spory kawał czasu przeżył, bo lat trzydzieści. Oddawna nie widział dworu, ni wsi, ni ludzkiej prawie twarzy. Czasem na stepie zamajaczy jeździec jaki, czasem w śnieżną noc zimową zaświecą oczy wilka, czasem w skwar letni złocisty piorun zabłyska, odpowie echo mu w borze, a wichry zakołyszą drzewami i w bezbrzeżną dal pogonią, pędząc czarne przed sobą chmury, na których po przejściu burzy barwny pas tęczy zawi-
Strona:Kowalowa góra. Na widecie.djvu/010
Ta strona została uwierzytelniona.