— Zobaczymy, kto z Bogiem! — odpowiedział kowal. — Ja w grzechby się nie bawił, mając śmierć za plecami.
Chłop pożegnał Jaremę, ale przekonać się nie dał. Co noc w kuźni pryskanie iskier, huk młotów zaniepokoiły wieś całą. Poszli do pana Różyca, ale on im to samo, co Jarema, powiedział; udali się do panienki, która bawiła we dworze przy narzeczonym, ale panienka nic nie odpowiedziała, tylko się przestrach jakiś odmalował na jej twarzy. Tymczasem we wsi bydło padać zaczęło i kilka węzłów splątanego zboża na polu dostrzeżono.
— Jarema! — uderzyli w głos jeden i odgrażali się zemstą staremu kowalowi.
Zbliżał się dzień zaślubin Poli z młodym Różycem, liczni goście napełnili dwór dziedzica. Dobyto puhar dziadowski, by nim Jan uroczystość rozpoczął. Gwarno było przez dzień cały, dopiero wieczorem wrzawa umilkła.
Wieś spała, ciemno było w dworze pańskim, a hen, daleko, na stepie, z podwojoną siłą wybuchnęły iskry ogniste.
Strona:Kowalowa góra. Na widecie.djvu/024
Ta strona została uwierzytelniona.