czeremchy, widniała zdaleka. Słonko jeszcze nie zaszło było, ale jednym skrawkiem zatrzymało się het, precz nad ziemią, i kilka ukośnych a złotych promieni rzuciło ludziom na dobranoc. Pamięta on wieczór ten dobrze, wieczór majowy, ciepły a gwaru pełen, jak zwyczajnie na wsi, kiedy po pracy całodziennej z pól wracają ludziska na spoczynek. Dziewczęta choć uznojone i spalone od słonecznych promieni, powtykawszy bławatki do włosów płowych, uganiały się za sobą, na głos się śmiejąc, — niejeden im w tej swawoli pomagał parobek, bo jak głodnemu chleb, tak młodemu z dziewczętami figle na myśli, i dużo było śmiechu, krzyku i pieśni. A tu odezwały się zdaleka głosy inne. To trzoda wracała z paszy — gonił ją pastuch wiejski, a z bicza klaskał. Ryczały krowy, zatrzymując się koło płotu znajomej sobie zagrody; — co chwila drżące „meee!“ owieczek odzywało się ze stron różnych, a świnki krząkały, starając się ryjami podważyć nie otwierające się zbyt pośpiesznie wrota. Po chwili gwar się zmniejszył, uciszył — gosposie zabrały
Strona:Kowalowa góra. Na widecie.djvu/031
Ta strona została uwierzytelniona.