Strona:Kowalowa góra. Na widecie.djvu/033

Ta strona została uwierzytelniona.

dopiero pocałował ją, choć oddawna już wzdychał do tych ustek młodych, świeżych, w których świeciły ząbki jak ziarna drobnej, małej fasolki, na sznurek nanizanej. Skręciła się, chciała uciekać, ale on nie puścił; chciała krzyknąć, ale pocałował raz drugi i do swojego serca przycisnął. Śmiała się dziewczyna, jak dziecko się śmiała, gdy już razem, ująwszy się za ręce, szli szeroką ulicą przez wioskę. Trącili się łokciami staruchowie na przyźbach siedzący, dziewczęta zachichotały, spochmurnieli parobcy młodzi, a stare baby rzuciły im zdaleka pytanie jakieś, lecz odpowiedzi nie otrzymały.
Droga, którą szli, skręciła się lekkiem półkolem na lewo, łagodnym spadkiem w dół biegnąc, ku stawowi, przy którym stał młyn dworski i tykotał, a woda srebrna skakała po żebrach koła i z szumem w kotlinę spadała. Nad samym niemal stawem świeciła biała chata Staszki, a przed chatą słały się barwinek zielony i ruta strzepiasta. Zatrzymali się u przełazu, ale on nie wypuścił z swej dłoni ręki dziewczyny.