— Czy kochasz ty mnie? — zapytał nie bez pewnego strachu.
— A czemu nie? — odpowiedziała.
Spojrzeli na siebie, zbliżyli się bardziej i słyszeli, jak serca im bili gwałtownie.
Szczęśliwy, krokiem przyśpieszonym, poszedł do chaty ojcowej, a Staszka w dłoń uderzyła, mówiąc:
— Dobre wróble... o! dobre wróble wy moje!...
I od tej chwili żadnej krzywdy tym ptaszkom nie pozwoliła wyrządzić.
Ładny to wieczór wtedy był dla niego, jakiego jeszcze nie pamiętał w swem życiu. Wpadł wesoły do chaty, ucałował ręce rodzicielki, a matka Makryna postawiła przed nim miskę klusek z serem, z grubemi kawałami słoniny, zjadł wszystkie tchem jednym, kawałkiem chleba resztę tłustości wybrał i nie pogardził plackiem z makiem, którym go matka, widząc apetyt jedynaka, poczęstowała. Zjadł, nie obejrzał się nawet, z blaszanej kwarty wodę wypił i poszedł do koni, które na nocną paszę na daleką łąkę popędził.
Strona:Kowalowa góra. Na widecie.djvu/034
Ta strona została uwierzytelniona.