wieżyczki chwiał się dzwonek i tłukł sercem o brzeg mosiężny, ale jego mocniej dzwoniło. Napełnił się domek Boży ludźmi dobrymi, organista z siły całej dusił klawisze, aż dudy piszczały... z zakrystji wyszedł ksiądz proboszcz, staruszek łysy jak kolano, i ślub dał.
Z pieśniami i muzyką, późnym już wieczorem, odprowadzili nowożeńców drużbowie... i poszli po sutej biesiedzie, zostawując ich młodych — samych!...
Izba była wymieciona czysto, ławy pokryte wzorzystem płótnem, drzwi kołkiem zaparte. W kątku paliła się lampka i mrugała, rzucając blade światełko wzdłuż komory i patrząc ciekawie w jeden róg świetlicy, gdzie zasłane białą jak śnieg pościelą dwa łóżka stały.
Sponsowiała Staszka jak mak polny, jak osina zadrżała, gdy do kolan jej przypadł i rozerwał korale i wstążkę czerwoną, która na białej szyi łączyła z sobą dwa rąbki białej koszuli. Wstążka pękła, a on ustami ku piersiom jej pobiegł, prześliznął się po ramionach i w usta się wpił. Zakołysał się w lubej objęciu i sercem w serce zastukał.
Strona:Kowalowa góra. Na widecie.djvu/036
Ta strona została uwierzytelniona.