kwiatów i traw zieleni. Pod koniec pierwszego roku synek im się narodził. Dali na imię mu Jasio, bo to i ojciec i dziad tak się zwali. Proboszcz go chrzcił w kościele, a organista znów dusił z całej siły stare klawisze organów, bo dostał pieniądz srebrny i różnych prezentów za fatygę. Dobry to był człek ten organista, a nazywał się Koza, nie dlatego, by miano takie od rodu miał, ale go ludzie tak nazywali od jego śpiewu, i on do niego tak dobrze przybijało, że sam siebie nie nazywał już inaczej. Kiedy przy chrzcie zaśpiewał nad Jasiem, to aż się malec wypatrzył i zaczął główką, jak ten co się dziwuje, ruszać.
Hej! co teraz Staszka porabia w opuszczonej niedawno przez niego chacie?... Ano — Jaś się obudził, a ona go huśta; a może malec spać nie chce i figle wyprawia, a Staszka po buzi draźni go palcem, żeby się śmiał i śmiał; a może zapatrzyła się na śpiącą dziecinę, o ojcu jego myśląc?... Ubrana w spódnicę czerwoną, w koszuli białej i koralach na szyi, siedzi u kolebki i duma, albo śpiewa dzieciątku. Chwieje się kolebka, koło mat-
Strona:Kowalowa góra. Na widecie.djvu/038
Ta strona została uwierzytelniona.